Istnieje bardzo wiele informacji i "teorii" na temat tzw. linii
z Nazca, pochodzących z czasów preinkaskich. Do żadnej z nich nie mam zamiaru się odnosić. Temat jest powszechnie omawiany przez różnych badaczy, tych podchodzących poważnie, jak również wizjonerów i oszołomów. Postanowiłem zamieścić tu swoje refleksje, ponieważ dopiero bezpośrednie zetknięcie i zobaczenie na własne oczy linii dało mi właściwe pojęcie na temat skali zjawiska. Spowodowało zdewaluowanie kilku wcześniej pasujących do mojej "układanki" teorii.
Przede wszystkim zadziwia niesamowita ogromna płaska jak stół przestrzeń w krajobrazie łańcuchów górskich i dolin. W tej scenerii urozmaiconych form geograficznych płaskowyż poprzez swoją "płaskość" sprawia wrażenie bardzo nietypowe i wygląda obco. Ma się wrażenie jakby ktoś gigantycznym spychaczem zniwelował teren.
Stojąc na ziemi i patrząc w kierunku linii i piktogramów nie widzi się nic oprócz kamienistej, pustynnej równiny.
Najbardziej rozpropagowane są piktogramy odwzorowujące: wieloryba, psa, małpę, człowieka (tzw. kosmonautę), pająka, kondora,
Odnoszę wrażenie, że linie i wizerunki to dwa różne twory, różne inspiracje i różni budowniczowie. Linie są czymś nadrzędnym, precyzyjnym i użytkowym, o wiele ważniejszym niż w innej stylizacji wykonane ozdobne rysunki. Wygląda to tak, jakby ktoś później "nieudolnie" przyozdobił i oznakował zespoły linii.
Pomiarów niestety nie byłem w stanie wykonywać podczas lotu awionetką, a te, które dokonywałem w pobliżu wieży widokowej i teleradiestezyjnie mogą być niemiarodajne, dlatego też ich nie dołączam.
« poprzednia strona | powrót na górę strony